Skocz do zawartości
NervousReckless

Czy do rankedów w overwatch'u trzeba mieć szczęście?

Rekomendowane odpowiedzi

image.thumb.png.836018a05282627866f04d6189e2316d.png

 

Overwatch już spory kawałek czasu podbija serca graczy i zyskuje coraz większą uwagę e-sportowców za sprawą wprowadzenia do gry systemu meczów rankingowych.

 

Za rogiem widnieją już kolejne mistrzostwa świata, a nie oszukujmy się, wiele z nas chciało by się znaleźć w Grandmasterze lub zasilić grono 500 najlepszych graczy w Europie i mieć okazję wzięcia udział w mistrzostwach. W osiągnięciu tego celu może nam pomóc doskonalenie naszych umiejętności i poświęcanie uwagi grze, a być może uda nam się osiągnąć to co sobie na dany sezon zaplanowaliśmy.

 

 

Kto ocenia to jak dobrze gramy?

 

O tym jak dobrzy jesteśmy nie decydują jednak sędziowie oglądający każdy mecz rankingowy, a złożony algorytm, który sprawdza jak wykonujemy swoje zadanie biorąc pod uwagę szczególnie „czas w płomieniach”. Mimo to jednak nie ważne jak bardzo się staramy, część meczy jest z góry przegrana. Możemy nie wiem jak dobrze wypełnić swoją rolę, ale w Overwatchu egzekwowanie wszystkich mechanik przez jedną osobę tak, aby wygrać jest prawie niemożliwe i czasem zdarzy się tak, że włożymy w mecz 110% naszych umiejętności, a mimo to na końcu drogi czeka jedyne gorzki smak porażki i frustracja związana z tym jak ogromny brak współpracy wykazywać może nasza drużyna.

 

Czasami trzeba poświęcić chwile na autorefleksję.

 

Po wielu takich meczach oczywiście rozgrywanych solo, zacząłem się zastanawiać, czy może popełniam błędy, które prowadzą do porażki i przez to zdarza mi się spadać w rankingu. Spojrzałem na swoje statystyki rozgrywek Farą i celność przekraczała 50%, zaś większość meczów kończyłem z najwyższą liczbą zabójstw w drużynie, w razie czego brałem się za Zarię i tankowałem gdzie trzeba, nadal jednak z marnym skutkiem. Można robić topowe statystyki DPSem, ale mieć zły focus. Postanowiłem więc za wszelką cenę skupiać się na zabijaniu medyków. Udało się poprawić trochę win/lose ratio, ale nadal leciałem z punktami w dół. Na przynajmniej 1-2 dobre mecze kolejne 4 kończyły się przegraną, bo w drużynie trafiał się main Hanzo, Złomiarz, Trupia Wdowa i z reguły zabawa kończyła się zanim mecz się w ogóle rozpoczął.

 

image.thumb.png.10bc1c4815e6096de3f88a4bf8e5983c.png

 

Pozostaje więc pytanie. Czy rankedy to loteria i o naszym zwycięstwie decyduje to kogo nam dobierze, a nie to jak dobrze sami gramy?

 

Jeden z zagranicznych twórców, Stylosa z kanału Unit Lost postanowił poruszyć temat loterii rankingowej przedstawiając swoje rangi na 4 kontach, gdzie rozstrzał punktowy między najlepszym a najgorszym wynosił ponad 500 punktów! Dla niezorientowanych, to cała ranga różnicy i mówimy tutaj o poziomie umiejętności jaki ten gracz prezentuje, czyli przedział między Masterem ,a Grandmasterem, gdzie oczekiwać możemy już większego zaangażowania w rozgrywkę niż w przypadku graczy z Platyny, czy Złota. Owszem Grandmasterzy mają swoje własne problemy, jak za duża liczba mainów, których wystarczy skontrować, aby wyłączyć jedną osobę z rozgrywki. Mimo tego ranga ta to około 2-3% playerbase’u podczas, gdy Platynowi gracze stanowią powyżej 20%, a Złoci powyżej 30%. i to tutaj zaczyna się prawdziwy rozstrzał umiejętności.

 

 

Nie ważne jak grasz, możesz mieć gorszy mecz, gorszy dzień, gorsze życie …

 

Do złota dostać się jest stosunkowo łatwo, jeżeli znośnie nam poszły mecze kwalifikacyjne i nie byliśmy w poprzednich sezonach w brązie. Stąd ogromna liczba „niedzielnych” graczy, którzy lubią rankedy pograć, ale nie zawsze traktują to tak poważnie jak osoby, którym zależy na wyjściu z tej rangi. Do tego w wielu przypadkach gracze Złoci i wstępna Platyna często nie mają pojęcia o wielu mechanikach obowiązujących w grze. W teorii walczymy przeciwko graczom na tym samym poziomie umiejętności, jednak wystarczy, że w przeciwnej drużynie dobierze kogoś kto uwielbia grać Łaską i kogoś kto kocha Reinhardta, a do naszej drużyny dołączy 4 osoby grające tylko i wyłącznie DPSami i kłótnia w lobby o podział ról i obowiązków murowana. Aby jeszcze bardziej zamieszać w tej wybuchowej mieszance RNG wystarczy, że dobrany przez matchmaking członek naszej drużyny zrezygnuje z jakiejkolwiek komunikacji głosowej, a do tego przeleje na nas swoją frustrację z poprzednich meczów i możemy już na starcie żegnać się z ciężko wypracowanymi chwilę temu punktami, które po dogrywce udało nam się wyrwać z rąk przeciwników. Temu wszystkiemu nadal towarzyszy świadomość, że w Złocie są zarówno gracze, którzy grają na poziomie Platyny/Diamentu, ale są uziemieni w „Elo Hell”, jak i Ci, którzy dostali się tam przypadkiem z niższej rangi, bo w końcu „Złoto jest dla wszystkich”.

 

Czasem po serii przegranych wygrana nawet nie cieszy, bo zanim zaczniemy walczyć o interesującą nas rangę trzeba odzyskać 300-400 punktów licząc na to, że dobierze nam w miarę normalnych ludzi.

 

Przez frustrację związaną z błędnym kołem odzyskiwania i tracenia punktów czasami już człowiek traci ochotę do gry widząc jak daleko musi się wspinać i modli się o przychylność RNGesusa w kolejnych meczach tak, aby mieć szansę na odzyskanie punktów. Grając z kumplami nie jest wcale lepiej. Nierzadko wystarczy wziąć o jedną osobę za dużo i już można liczyć się z tym, ze trafimy na drużynę 6 przeciwników super zgranych przeciwko naszej czwórce znajomych. Bardzo często zdarza mi się odmawiać grania w większych ekipach z tego względu, że system na mieszankę graczy Złota i Platyny potrafi dobrać dwóch Diamentów i ich kolegę ze Srebra. W takich meczach już widząc na starcie ludzi znacznie lepszych od siebie zaczynamy tracić morale i po przegranej zaczyna się przerzucanie winą.

 

Z platyny do złota i jeszcze niżej!

 

Moja przygoda z rankingami nie należy do najprzyjemniejszych. Po placementach 2/8 z czego 2 były zwycięskie wyruszyłem z około 2430 na początku sezonu prosto do platyny, gdzie zatrzymałem się na dłuższy okres czasu, by po upływie kilku tygodni zacząć trafiać na sfrustrowanych „wieczną platyną” graczy, którzy ciągnęli mnie ze sobą w dół przy akompaniamencie obelg dotyczących mojej kochanej rodzicielki. Obecnie zatrzymałem się na 2278 i zaczynam się zastanawiać, czy popełnienie rytualnego Sudoku uratuje mnie od chodzenia po forum Battle.net i wyzywania twórców za to, że dałem 200 zł za grę, w której nawet nie mogę być najlepszy. A tak całkiem poważnie. Przegrane się zdarzają, jedna, dwie, trzy, ewentualnie siedem, jednak nie jest to przyjemne, gdy przegrywamy nie ze względu na gorsze umiejętności, a dobór sojuszników. Przy wygraniu więcej niż 3 meczów pod rząd zacząłem robić przerwy, bo system potrafił mi dawać drużyny o wiele bardziej zgrane niż moja i było to na zasadzie „masz ciągnij tych 3-5 na swoich plecach, widzieliśmy, że umiesz grać więc teraz nam pokaż co potrafisz” i nawet jak udawało się zwyciężyć to kończyło się na tym, że dostawałem tyle samo punktów co wcześniej.

 

image.thumb.png.d11470c78f6c40666ea14f92a7823c55.png

 

Diament nie taki straszny, jak go malują.

 

Miałem okazję zagrać, przeciwko graczom z Diamentu oraz z samymi Diamentami w drużynie. Dla gracza z Platyny było to zupełnie nowe doświadczenie. Nagle okazało się, że nie muszę 15 razy pingować o leczenie, a jedynie skupić się na zabijaniu biegających pixeli w kształcie Mercy. Wkroczyłem na nowy poziom, wymagano ode mnie wiele więcej mimo to dostawałem równie dużo w zamian i nawet przegrywanie w takim środowisku dawało satysfakcje, bo przegraliśmy z lepszymi od siebie, a nie dlatego, że graliśmy w 5, albo ktoś wybrał Złomiarza, Wdowę itp.. Mimo to, że grało się dobrze i skończyłem mecz z najwyższą ilością zabójstw i niezłą celnością, to jednak czuć, że do tych graczy trochę mi brakuje.

 

Czy istnieje remedium?

 

Jak większość problemów, ten również da się rozwiązać. Wystarczy na podstawie przegranych godzin rodzajami postaci wystawiać odznaczenia, które informują sojuszników gdzie dany gracz się odnajduje. Nie mówię tu o stałym oznaczaniu ról przed meczem, a raczej płynnym systemie przydzielania 4 odznak za grę w wybranej roli. Dawało by to znać czy lubimy grać tankami, bohaterami zadającymi obrażenia, obrońcami, czy medykami i na podstawie tego dobierać mecze tak aby przynajmniej po jednym graczu z każdej roli się tam znalazło dbając o to by balans był w miarę zachowany. Taka rola nie definiowałaby dokładnie czym będziemy grali, ale jednak stanowiłaby światełko w tunelu do rozwiązania problem „nieuczciwego matchmakingu”.

 

image.thumb.png.52304904a84d19c214f5b37f5239ad69.png

 

A jakie jest wasze zdanie?

 

Ja jestem jeden i jest to moja subiektywna opinia na podstawie doświadczeń ze wszystkich 4 sezonów. Ciekawi mnie jednak co wy o tym myślicie, jakie są Wasze historie związane z meczami rankingowymi, czy udało wam się wbić to co chcieliście i jeżeli tak to jak to zrobiliście? Przegraliście sporo meczów i uważacie, że system powinien być poprawiony? Napiszcie w jaki sposób. Nie ma co bazować na opinii jednej czy kilku osób, Wasze zdanie ma kluczowe znaczenie, bo wtedy widać czy jest to ogólny problem, czy jedynie pojedyncze przypadki.

 

Źródło: overwatch.pl

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Polityka prywatności